Witam, zgodnie z obietnicą spróbuję napisać kilka zdań o obozie. Drugi rok z rzędu odbył się on w Ośrodku Wczasowym KWP z Gorzowa Wlkp. w Niesulicach nad przepięknym jeziorem Niesłysz. W podróż wyjechaliśmy wysokiej klasy autokarem z klimatyzacją – dziękuję p. Pietrasowi, który polecił nas firmie „Dantur” z Grodkowa.
Sześćdziesięciu uczestników obozu, wliczając naszych przyjaciół z Bolesławieckiego Klubu Taekwon-do mieszkało w murowanych domkach z pełnym węzłem sanitarnym.
Treningi prowadzili: Jacek Radwański, trener z Bolesławca IV dan, Paweł Czerkawski I dan i piszący ten tekst.
Program obozu obejmował głównie treningi Taekwon-do, ale nie zabrakło też rozgrywek, konkursów i innych atrakcji – najmłodsi rozegrali turniej Chińczyka i warcabów; starsi turnieje – warcabów, szachów i tenisa stołowego (o ile pamiętam, najlepszy był Igor Waniak, który w każdym konkursie zajął I miejsce – jeszcze raz gratuluję). W czasie między treningami grano w piłkę nożną, mini hokeja, a także dzięki zaangażowaniu Pawła Czerkawskiego część starszej ekipy została wprowadzona w tajniki rozgrywek rugby.
Przez dwa tygodnie mieliśmy fantastyczną pogodę – słoneczko paliło od świtu do zmierzchu w związku z tym każdą wolną chwilę spędzaliśmy nad wodą. Jezioro Niesłysz z kryształowo czystą wodą dawało wiele możliwości ochłody: w czasie kąpieli, pływania łodziami i rowerami wodnymi, a także, co szczególnie się podobało w czasie treningów taekwon-do w wodzie.
Niewątpliwą atrakcją tego obozu – był zjazd na linach tzw. „tyrolką” ze zbocza brzegu do jeziora – jak zaobserwowałem niektórym osobom przy zjeździe podniósł się i to mocno poziom adrenaliny, a niektórym „strach kopyta powykręcał” 😉 . Serdeczne podziękowanie składam naszemu alpiniście Szymonowi Adamskiemu, bez którego nie byłoby tej niespodzianki. Mocno w pamięć zapadną też nocne treningi w jeziorze i w lesie.
Kolejnym urozmaiceniem obozu, co prawda nieplanowanym było pozbawienie proporców i sztandaru, stacjonującego w pobliżu obozu harcerzy z Hufca ze Świdnicy. Piętnastoosobowa grupa dywersyjna naszych taekwondoków pod dowództwem Dominika Sokoła, po wcześniejszym rozpoznaniu pozbawiła harcerzy złudzeń, co do dobrego pilnowania sztandarów przez ich warty Niestety minęły czasy, gdy harcerze w sposób honorowy wykupywali nawet za garść cukierków swoje niedopilnowane chorągwie (Pamiętam tak było np. w na obozie w Tarnowie Jeziernym w 1998 roku). Mimo tego, że z pełnymi honorami oddaliśmy im flagi to zrozumienie znaleźliśmy tylko u komendanta obozu harcerzy, sami harcerze nie zrozumieli naszego postępowania, to już nie ten duch co dawniej, została tylko nazwa – „harcerze”.
Pod koniec obozu część uczestników przystąpiła do egzaminu na stopnie kup. Najwyższy poziom reprezentowała grupa średnia (posiadacze stopni 7 kup, 6 kup i 5 kup). Widać było ogrom pracy jaką wykonali na tym obozie i to nie tylko podczas treningów, ale cowieczornych indywidualnych przygotowań do egzaminu (ćwiczeń z obciążnikami, z tarczami-do łamań desek, ćwiczeń z partnerem-walk krokowych). Szczególnie wysoko podniósł się poziom wykonywania hosin-sul (samoobrony), dziękuję Dominikowi Sokołowi, który gościł u nas kilka dni na obozie i prowadził ten zakres treningów.
Wieczór po egzaminie spędziliśmy zajadając kiełbaski upieczone przy ognisku i skrzydełka kurczaka podane z grilla – tym razem kucharzem był nasz lekarz – mający niesamowitą cierpliwość do pacjentów, przynajmniej na obozie 😉 , Grzegorz Kasalik, któremu w tym miejscu serdecznie dziękuję za medyczną opiekę nad uczestnikami obozu.
Obozowicze w małych grupach kolejno przedstawiali swój program artystyczny przygotowany na ten wieczór: piosenki, skecze, parodie itp. zabawa trwała do późnej nocy.
Jeszcze tylko rozdanie dyplomów, ranne pożegnanie z jeziorem (cisza, spokój i tylko my nad jeziorem) i po dwóch tygodniach z żalem wyjeżdżaliśmy z Niesulic.